Jeszcze tego samego dnia dojeżdżamy do Lądka Zdroju. Po drodze mamy małe przeżycia ponieważ 'Marzena' jak nazywamy nasz system nawigacji GPS (od nazwy głosu lektora) prowadzi nas przez... środek gór. Nie są to Tatry, ale mimo wszystko jak się jedzie nieodśnieżoną drogą, co chwila zakręt i ciągle pod górę, a po bokach urwiska - serce miałem cały czas w gardle.
Przejeżdżamy przez Kłodzko. Wracają wspomnienia. W 1997r. moja kompania (pełniłem służbę zasadniczą w Straży Granicznej) została oddelegowania do usuwania skutków powodzi do Kotliny Kłodzkiej. Pamiętam jak wtedy wjeżdżaliśmy do wyludnionego miasta, a na budynkach na poziomie 2 piętra odznaczała się linia gdzie stała woda.
Dzisiaj nie widać śladu po powodzi, a miasto funkcjonuje normalnie.
Jedziemy do Lądka Zdroju. Wtedy w 1997r. ostatecznie 'wylądowaliśmy' właśnie w Lądku. Przez dwa tygodnie usuwaliśmy zwalone drzewa, muł z posesji, rozładowywaliśmy dary. Mieszkaliśmy ośrodku FWP i stołowaliśmy się w stołówce tej organizacji. Śmieszne było, bo pamiętam jak pierwszego dnia idziemy na obiad z
kubanami i niezbędnikami jak na funkcjonariuszy SG przystało, a tam czeka na nas pełna kultura. Sztućce, szklanki. Wersal!
Dzisiaj w Lądku panuje straszna pogoda. Zamiecie takie, że strach jechać samochodem - na 2m nic nie widać. My jednak ryzykujemy. Objeżdżamy miasteczko. Przypominają się wszystkie wydarzenia sprzed 12 lat. Niestety, 'mój' hotel został przeznaczony chyba do wyburzenia, bo jest niezamieszkanym, powybijane okna, zapuszczony.
Nocujemy w
Willi Marianna"., którą możemy z czystym sumieniem polecić. Bardzo mili gospodarze, świetna kuchnia, oryginalny wystrój, bezprzewodowy internet. Extra!
Jutro jedziemy do Pragi!